Monthly Archives: April 2024

Wniosek o odszkodowanie

Jula ma rację. Powinnam dostać odszkodowanie za wszystkie niestandardowe wydarzenia tego tygodnia… Pytanie brzmi, jak liczyć tydzień, ale w zeszłą sobotę przyszła wiadomość o śmierci taty K. Siedziałam sobie w kawiarni po zbiórce wilczkowej, podczas której zostałam Szarą Teściową, szykowałam wędrówkę (bo zostało do niej mniej niż tydzień!), a tutaj bęc! i taki mail… I jak tu żyć? “Żal duszę ściska, serce boleść czuje”… a przecież to “tylko” rodzic znajomych.

Hop! Hop! Biegniemy przez tydzień dalej. Niedziela – wspólny seans “Janki”, dzięki towarzystwu ekipy dużo milszy. I domowe ciastka – sens życia.

Hop! Hop! Nadbiegają poniedziałek z wtorkiem, a z nimi próba okiełznania wędrówki przy oczywistym wyłączeniu J. Środa – pogrzeb. Zwykły pogrzeb zwykłego człowieka, a na nim ponad 200 osób. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wyzwolił pewien rodzaj wzruszenia i ciepła na sercu, może też swoistej tęsknoty, bo ludzi chętnych do przyjęcia Komunii było tyle, że Pan Jezus się skończył. Ponad połowa odeszła nienakarmiona. Niedopatrzenie? Karygodne? Piękne! Mnie to przypomina o głodzie, o braku Boga, tęsknocie, nienasyceniu bez Niego. Oczywiście, możesz przyjąć Komunię duchowo, “liczy się” tak samo. Jeśli ludzie garną się do stołu tak bardzo, że Chleba brakuje, to jest to tylko piękne.

Pogrzeb pełen nadziei. Pieśni neokatechumenalne i nie tylko. “Weź mnie do nieba”, “Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam, mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze. Do domu wracam jak strudzony pielgrzym, a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem”, “Anielski orszak”. To było spotkanie ludzi, którzy całymi sobą wyrażają i wierzą, że śmierć to nie koniec. Że płaczemy, że cierpimy, ale że zmarły naprawdę wrócił do domu… Bo nie ma wątpliwości, że wrócił. Życie Twoich wiernych, Panie, zmienia się, ale się nie kończy. Tak wiele osób, które nawet taty K. nie znały osobiście, ale przyszły dla rodziny, po prostu dlatego, że K. należą do wspólnoty. Każdy z obecnych z którymś z nich albo z kilkorgiem jest na swój sposób związany. I znów “ej, życie, samo życie, rozmaicie się plecie…”, bo okazuje się, że mama K. jest dla mnie kimś zdecydowanie więcej niż tylko mamą znajomych czy nauczycielką z liceum, kimś dużo bliższym sercu.

W środę wykorzystałam jeden z cennych dni urlopu… Po pogrzebie ostatnie sztychy przy wędrówce przy burgerku, a potem, żeby choć trochę doświadczyć wolności, spacer i kawa. Spacer przed siebie, gdzie nogi poniosą, bez ograniczeń czasowych. Nieco ograniczone, ale wciąż doświadczenie wolności. I konsultacje z ekipą “jak nie zamarznąć w namiocie przy -2*C?”.

W środę pogrzeb pełen nadziei, w czwartek pogrzebanie wszelkich nadziei. W pracy przenoszą nas do starego zespołu. Może jednak ta perspektywa zwolnienia się z pracy nie jest tak odległa, jak mi się wydawało… I czwartek nieco przepłakany przy akompaniamencie Arki Noego “W stronę gwiazd” i “Na drugi brzeg”. Pewnie trochę w tym środy, a trochę pogrzebania perspektyw na dalszą współpracę z cudowną szefową, jaką mamy obecnie. Poczucie bycia zostawionym, osieroconym i opuszczonym. Trochę lęku przed nowym, trochę poczucia zagrożenia wakacji, trochę buntu… W każdym razie w piątek strajk pracowniczy i duży opór wewnętrzny przed pracą. Przed wędrówką w sumie też. Przed wszystkim. Szemracz odpalony na pełnej petardzie. Bezsens i mróz. Cisza i wiatr.

I w to wszystko wchodzi wędrówka.

Ognisko chętne do współpracy. Nocleg w namiocie przy całkiem niezłym przygotowaniu. Ludzie chętni do podejmowania służb na ostatnią chwilę. Gościna w altance i herbata od pana radnego – księgowego (“Jako właściciel rozkazuję to zostawić”). Przez większość soboty czułam się nie na miejscu. A w niedzielę klocek wskoczył. Udała się ekspresja, udały się warsztaty. Udało się ogarnianie jedzenia. W zasadzie udało się wszystko. I rozmowy na trasie. I przytulanie ludzi. I ludzie, którzy przytulali mnie. Ludzka gościnność. Nieodpędzalne pieski. Przyjazdy i wyjazdy i powroty. I cudowny rzepak i rosnące zboże. Jutrznia w polu przy śpiewie ptaków. I widok na Ślężę i ośnieżone Karkonosze… A wieczorem niebo pełne gwiazd i cisza nocy. I dzięki temu wszystkiemu nie składam wniosku o odszkodowanie, tylko mówię za ten tydzień “dziękuję”. Chcę z nadzieją wejść w nowy. Co daj Panie Boże, bo ja sama to niezbyt potrafię.

Ps 118, 15 albo piekło jęczy w udręce

Panie Jezu, który kochasz nas tak czule,
obdarz nas mocą swojej miłości, abyśmy potrafili kochać.
Daj nam radosne serca, zdolne śpiewać o Twoich cudach;
zręczne dłonie, abyśmy mogli służyć;
łagodne spojrzenie, abyśmy mogli nieść pocieszenie.
Spraw, aby nasze uszy były zawsze uważne na Twoje słowa.
Pozwól nam żyć jak najlepiej, ze wszystkich sił! Amen.

Wróciłam. Siedzę w ciszy, żeby nie naruszyć tego pokoju i tej radości, które wypełniają moje serce. Przyjdzie czas, żeby wrócić do zostawionych na weekend na bocznym torze zadań. Nie dziś. Dziś jeszcze chcę się cieszyć. Znów dostałam w ten weekend właśnie to, czym skauting zauroczył mnie już ponad 12 lat temu.

W myślach powraca dzisiejszy poranek: krople rosy na porannej trawie, a w nich tęcza od słońca; wiewiórka, skacząca jak prawdziwy kaskader z drzewa na drzewo; trzy wspinające się po źdźbłach biedronki…

Powraca wczorajszy dzień: wizyta u sióstr w Radoniach. Siostra pełna ciszy. Maryja tak otwarta na Słowo, że mogło stać się w Niej ciałem. Turkuć podjadek.

Łatwość i naturalność służby.

Słońce i droga, która pociąga dalej i głębiej, którą idzie się mimo zmęczenia.

Zamknięcie dnia Ewangelią. Żeby była taka noc, kiedy myśli mkną do Boga. Żeby były takie dni, że się przy Nim ciągle jest… Cisza i spokój nocy, samotność i gwiazdy.

Powraca podróż – okazja do dzielenia się świadectwem, rozmów o tym, co ważne i co porusza serce. Powraca piątkowa radość spotkania i spontaniczny, radosny, pełen młodości śpiew o Życiu, które wstało z martwych.

Z nostalgią zamykam drzwi do szafy, siadam w pokoju na łóżku. Jeszcze nadarzy się okazja, żeby powrócić do Narnii. Na razie czas wziąć plecak i z odnowionymi siłami ruszać w codzienność.